Zaczęłam ćwiczyć jogę z powodu wielu kontuzji, których się nabawiłam przez lata jazdy konnej i licznych upadków. Najpierw joga uświadomiła mi, ile napięć mamy w naszych ciałach i jak bardzo mogą one przeszkadzać, potem zrozumiałam, ile mamy napięć w naszych umysłach. Na samym początku joga służyła mi przede wszystkim jako „narzędzie“ mające pomóc w pracy z końmi, w której trzeba osiągnąć równowagę zarówno wewnętrzną jak i zewnętrzną, żeby stać się dobrym trenerem. Konie nie rozumieją ludzkich emocji: złości, utraty panowania nad sobą, braku cierpliwości, a napięcia w naszych ciałach bardzo zaburzają ich równowagę i przeszkadzają im podczas jazdy/treningów Potem joga stała się nieodłączną częścią mojego życia. Stało się tak dzięki asztandze, którą zaczęłam ćwiczyć kilka lat temu. Ten rodzaj jogi zmotywował mnie do codziennej praktyki , zmienił we mnie wiele rzeczy, odmienił moje spojrzenie na świat. Kiedyś usłyszałam, że asztanga rozpala wewnętrzny ogień. Mnie uczy nie poddawania się, podążania do przodu w realizacji własnych celów i marzeń niezależnie od wzlotów, upadków i przeszkód, jakie każdy z nas napotyka na swej drodze. Uczestniczyłam w dwumiesięcznym kursie nauczycielskim z Balu Thevarem w Indiach. Obecnie moimi głównymi nauczycielami są Manju Jois, syn założyciela stylu asztanga jogi– Sri Patthabi Joisa, oraz Nancy Gillgoff, pierwsza kobieta z Zachodu, która ćwiczyła ashtangę w Indiach ze Sri Patthabi Joisem. Brałam udział w prowadzonych przez nich kursach nauczycielskich oraz warsztatach.